Święta i sport



Dzieje się oj dzieje kochani. Święta przyszły nagle i niespodziewanie. Miesiące mijają sama nie wiem kiedy. Udało się dziś usiąść i zastanowić nad tym co stało się w tym roku od września życie nabrało takiego tempa że nie ma czasu na to by nudzić się jak kiedyś :) Kilkanaście wyjazdów, godziny spędzone w autokarze z niesamowitymi ludźmi. Czas liczony jest od wyjazdu do wyjazdu, jak opowiedzieć mam co znaczy 55 godzin w autokarze, wycieczka po Paryżu roześmianą grupą, miny naszych zawodników kiedy zobaczyli nasz autokar idąc na poranny trening i nasz doping na wieczornym meczu i ta radość i to szczęście i wariactwo. Świat się zakręcił wokół siatkówki i nie może się zatrzymać... 23 grudnia o godzinie osiemnastej zaczął się mecz, który odmienił nasze święta... pokonaliśmy drużynę, z którą nie udało nam się wygrać od 6 lat... hala eksplodowała z radości, 5 tysięcy ludzi zwariowało ze szczęścia, ludzie płakali i śmiali się. Tego się nie da opisać... dziś pierwszy dzień świąt, oglądałam powtórkę kilka razy i uśmiech nadal nie schodzi mi z twarzy :)


Wesołych Świąt kochani, obyśmy mieli jeszcze wiele takich chwil w tym nowym roku i oby wiosna była nasza :)

Gołąbkowe święto

Tak jak nie ma Bożego Narodzenia bez karpia, Wielkanocy bez jajek, to dziś u nas bez gołabków się nie obejdzie. Taka tradycja przez lata powstała i wszyscy marznąc na cmnentarzu (bo dziś mróz u nas okrutny) marzą o tych ciepłych gołąbkach które czekają w domu :) Wczoraj piekarnik miał ciężki dzień, usmażyłam kurczaka na rożnie (daję słowo ostatni raz, zapaskudził piekarnik okropnie, a czyszczenie go to jedno z moich znienawidzonych zajęć), dwa chlebki (śliczna nilsa i niestety zakalcowaty żytniak - tym razem na zakwasie chlebek wyszedł prześliczny, a na drożdżach gniot :-/) i aż do północy gołąbki we wszystkich brytfankach jakie posiadamy ;)
A dziś... dzień zadumy, refleksji i lekkiej nudy... nie lubię tego święta, czekam na dzień jutrzejszy na powrót do szaleństwa sportowego, na wieści z forum i od znajomych, na dwa dni w środku tygodnia kompletnego oderwania od rzeczywistości...
I chyba należy wspomnieć że kończę dziś drugą fazę dukana, dziś mija równe 100 dni. Początkowo było łatwo, tak jakieś 80 dni, a potem jak zaczęłam eksperymentować z nowym piekarnikiem i tworzyć pachnące chlebki i pyszne ciasta, to dukan poszedł w lekką odstawkę niestety ;) Od jutra trzecia faza, lekko zmodyfikowana dla mnie i trzymajcie kciuki żeby kilogramy nie wróciły ;)

Zakwasowa sobota



Czasami mam takie dni że wstaję z uśmiechem i stoję przy garach z przyjemnością. Od czasu wymiany piekarnika zdarza mi się to coraz częściej ;) Plan na wczorajszy dzień to był chleb (z racji wyczerpania zapasów) i powiem szczerze średnio zadowolona jestem. Wybrałam sprawdzony już szybki chleb z San Francisco  (na zdjęciu ten z prawej strony) i najłatwiejszy chleb żytni z przepisu Liski (na zdjęciu z lewej strony). I chleb z San Francisco po przełożeniu do dwóch mniejszych keksówek wcale nie był taki szybki i nie miałam pojęcia ile ma wyrosnąć... (ogólnie rodzinka zaprotestowała przeciwko takim dużym kanapkom więc stąd pomysł na dwie keksówki). Po upieczeniu powstały mi dwa niskie chlebki (ale wydają się dobrze wyrośnięte, no chyba że przesąd ma w sobie ziarno prawdy i @ psuje wypieki naprawdę). No a mój debiut żytni to eksperyment był... niesamowita ilość czasu poświęcona na wyrastanie (a ja do cierpliwych nie należę), z wyglądu chleb jest podobny do liskowego, ale za bardzo go przypiekłam i wczoraj takiego ciepłego nie dało się pokroić... dziś już jest miększy i po ukrojeniu widać że jednak mogłam go ciut dłużej potrzymać jeszcze, bo mógł więcej wyrosnąć. No cóż na pewno to nie koniec moich eksperymentów z pieczywem żytnim, możecie współczuć albo zazdrościć mojej rodzince ;)
A przepis na chlebek żytni podaję za Liską:
Najłatwiejszy chleb żytni na zakwasie z prażonym słonecznikiem

Dzień przed pieczeniem:
1 łyżka zakwasu żytniego (dokarmionego 10-12 godzin wcześniej)
150 ml wody
150 g mąki żytniej chlebowej typ 720
(wymieszać odstawić przykryte folią spożywczą)

Po 12-18 godzinach dodajemy:
380 g mąki żytniej chlebowej typ 720
1,5 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki drożdży instant (opcjonalnie)
200 ml wody w temp pokojowej
50 g prażonego słonecznika*

Wszystkie składniki oprócz pestek łączymy za pomocą miksera lub łyżki. Nie należy miksować zbyt długo. Na końcu dodajemy uprażony i ostudzony słonecznik. Przełożyć ciasto do keksówki o długości 26-30 cm wysmarowanej oliwą i wysypanej otrębami żytnimi. Przykryć folią spożywczą i odstawic do wyrastania. W zależności od temperatury, zajmie to 2-6 godzin (u mnie chyba powinno być dłużej niż 6 godzin). Chleb mniej więcej podwoi swoją objętość. Nie należy wstawiać do piekarnika niewyrośniętego chleba. Wstawić do zimnego piekarnika, nastawić temp. 230 st C. Po 30 minutach zmniejszyć do 210 st i piec jeszcze ok 30 minut.  Warto po ok. 30 minutach od wstawienia chleba sprawdzić, jak się piecze, ponieważ czas pieczenia zależy tu przede wszystkim od tego, jak szybko nagrzewa się piekarnik. Jeśli chleb za bardzo rumieni się z wierzchu, należy przykryć go folią aluminiową i dopiekać pod nią. Ostudzić na kuchennej kratce.
Smacznego!

*Rozgrzać suchą patelnię. Wsypać pestki słonecznika i prażyć je na złoto, ciągle mieszając. Zajmie to ok. 5 minut.

Monotematyczna jestem...

Ostatnio blog zamienia się w kulinarny :) Dzisiaj niedziela wyjątkowo aktywna dla piekarnika, najpierw pyszne lekkie ciasto z owocami  (ja użyłam śliwek węgierek) z przepisu od Dorotki, a teraz wyjęłam z formy chleb z San Francisco z przepisu Liski. Chlebek jest na moim bardzo młodym zakwasie więc sporo ryzykuję, ale nie mogłam się doczekać :) Wyrósł i pachnie pięknie, ciekawe jak smakuje? Natomiast zakwas ma się u mnie bardzo dobrze, dokarmiany bąbelkuje i sobie pracuje stojąc przy kaloryferze, jeszcze podkarmię go kilka dni (całkiem sporo go mam, możliwe że z nadmiaru znów zaryzykuję i zużyję na coś) i mam nadzieję że dochowam się wieloletniego zakwasu ;) Takiego stuletniego z San Francisco to pewnie nie ;)

Więcej o chlebku będzie gdy pokroję (nie znoszę czekać na to aż ostygnie. A dziś jeszcze kilka słów o tym co również zaprząta mi głowę ostatnio w weekendy. Siatkówka :) zwariowałam na stare lata, uparłam się na klub kibica, zapisałam się jeżdżę na wyjazdy (i wiem że cały dzień w autokarze spędzony odbija się na plecach niestety) walczę z bólem gardła, okrzyki na meczach, przeciągi, zimne napoje na to wszystko.... trzeba mieć końskie zdrowie ;) Ale chwile takie jak na wczorajszym meczu i ta radość że w końcu się udało... to nie do opisania :) Bo właściwie jak opisać stan kiedy stoisz w pełnym rynsztunku dwie minuty przed meczem i czujesz jak adrenalina podnosi ciśnienie krwi? Jest w tym trochę niepewności i dużo radości, a stoisz pomiędzy setką takich entuzjastów jak Ty... Uwielbiam siatkówkę, zawsze i wszędzie i owszem spędzę te 27 godzin w autokarze... Ale o tym w grudniu ;) A teraz idę zobaczyć ten chleb...

Edit: Ach co tu wiele mówić... zaraz wam pokażę... pachnie i smakuje obłędnie... udał się bardzo, śliczny, delikatny w smaku, miąsz jest mięciutki, skórka chrupiąca (nawet nieco za bardzo) cudo po prostu... Jak ja się cieszę że ten zakwas mam :-] A oto chlebek:


A przepis podaję za Liską:
Chleb z San Francisco
2 łyżeczki suszonych drożdży
200 g mąki pszennej razowej
400 g mąki pszennej białej
1/2 łyżki cukru
2 łyżki octu balsamicznego
1 i 1/4 łyżeczki soli
250 g zakwasu żytniego lub pszennego
375 ml wody
do posmarowania: jajko wymieszane z 2 łyżkami śmietanki (ja użyłam mleka)

Drożdże i cukier rozpuścić w wodzie i odstawić na 15 min.
Następnie dodać do niego 375 g mąki białej, zakwas, sól i ocet. Wymieszać, przykryć i odstawić do czasu aż podwoi swoją objętość, tj ok. 30 min. (u mnie trzeba było czekać dłużej jakieś 45 minut, myślę że to z powodu młodego zakwasu) Dodać pozostałą mąkę i zagnieść luźne ciasto. Wlać je do dwóch keksówek lub formy kwadratowej o boku 24 cm i odstawić by wyrosło (ja użyłam jednej większej keksówki, Liska u siebie piecze w takiej płaskiej większej formie). Posmarować jajkiem.  Piekarnik nastawić na temp. 230 st. Kiedy się nagrzeje, wstawić chleb i piec 10 minut. Następnie zmniejszyć temp. do 200 st C i piec kolejne 35 min.
Smacznego!

World Bread Day 2009

Dziś mamy Światowy Dzień Chleba. Z tej okazji miałam w planie upiec chlebek orkiszowy, niestety sklep osiedlowy się nie spisał, bo nie miał mąki orkiszowej :( Zakupiłam więc mąkę żytnią chlebową i pszenną chlebową i postanowiłam raz jeszcze przeszukać net. Wybrałam u Dorotki chleb pszenny na jajach i miodzie i upiekłam z połowy porcji, wyszedł mi tak:

Chlebek jest mniejszy niż mój pierwszy wieloziarnisty, wolniej wyrastał, w smaku jest słodszy i bliżej mu smakiem do chałki niż do zwykłego chleba. Podejrzewam go również iż nie bardzo wyrósł (ale nie mam do czego porównać ;) i że użyłam niezbyt właściwej mąki (dałam pszenną chlebową 750 i pszenną pełnoziarnistą o niewiadomym typie, na opakowaniu nie jest to określone i w necie też nic nie znalazłam). W przekroju chlebek jest dużo jaśniejszy niż na zdjęciu Dorotki. No i muszę opanować mój nowy piekarnik, trzymałam ten chlebek krócej niż w przepisie a i tak przypiekł się za mocno.
Składniki na 1 bochenek:
  • pół paczki suszonych drożdży (ja miałam taką 7 gramową)
  • 3/4 szklanki ciepłej wody
  • 1 jajko (w temperaturze pokojowej)
  • 1/8 szklanki miodu
  • 1 łyżeczka soli
  • 1/8 szklanki stopionego i ostudzonego masła, margaryny lub smalcu
  • 1 szklanka mąki pszennej chlebowej lub zwykłej mąki pszennej
  • 1,5 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
W dużej misce zrobić rozczyn drożdży z wodą, odstawić na 5 minut, aż drożdże zaczną się pienić. Dodać jajka, miód, sól, tłuszcz i mąkę. Zagnieść, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne, odstawić przykryte w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, aż podwoi objętość (około 1-1,5 godziny). Po tym czasie ciasto wyrobić raz jeszcze. Uformować bochenek i wyłożyć do natłuszczonej keksówki. Nakryć, pozostawić znów po wyrośnięcia na około 45 - 60 minut.  Piec w temperaturze 190ºC przez 30 - 35 minut, aż stukając w dno bochenka usłyszymy głuchy odgłos. Ostudzić na kratce. 

world bread day 2009 - yes we bake.(last day of sumbission october 17)To mój pierwszy udział we wspólnym pieczeniu chleba i to drugi chlebek jaki upiekłam, skuszona sukcesami nastawiłam dziś zakwas :D Będzie się działo... ;)
A wam moi kochani z okazji Święta Chleba życzę smacznego :) I powiem wam że nie taki diabeł straszny jak go malują, a zapach chleba roznoszący się po całym domu to coś wspaniałego.

Pierwszy chleb...



Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba....
Tęskno mi, Panie...

C.K. Norwid "Moja Piosnka (II)"




Czy myśleliście kiedyś o upieczeniu własnego chleba? Takiego prawdziwego, własnoręcznie wyrobionego z mąki, drożdży, wody... Czy czuliście ten zapach roznoszący się po domu... Dziś przyszła mi straszliwa ochota. Cała moja wiedza odnośnie pieczenia jest ściśle teoretyczna i pochodzi z blogów, które przeglądam podziwiając autorki. Po przeanalizowaniu wszystkiego znalazłam bardzo łatwy przepis u Dorotki i upiekłam swój pierwszy chleb. Nie jest idealny bo ciut za bardzo spiekła się skórka z wierzchu, ale wiem już co źle zrobiłam i następnym razem potrzymam go krócej nieco :) Mimo wszystko jest pyszny i coś czuję, że sklepowe pieczywo wyjdzie z mody w moim domu. Nie wspominam już o swojej diecie bo chyba przyszedł już czas żeby przejść na utrwalanie ;) Przepis podaję za Dorotką:

Chleb wieloziarnisty
Składniki na 1 bochenek:
  • 0,5 kg mąki krupczatki (nie próbowałam z inną mąką)
  • 3 łyżki siemienia lnianego
  • 3 łyżki łuskanego słonecznika
  • 0,5 szklanki otrąb pszennych lub żytnich
  • 1,5 łyżki sezamu
  • 1 łyżka pestek z dyni
  • 3/4 łyżki soli
  • 2 łyżki cukru
  • 2,5 dag świeżych drożdży
  • 0,5 litra wody


Mąkę, ziarna, sól, cukier i pokruszone drożdże wymieszać dokładnie. Zalać ciepłą wodą i wyrobić ciasto (ciasto będzie bardzo luźne, ale takie ma być). Odstawić do wyrośnięcia na 20 minut. Wyrobić ponownie, ja po prostu mocno rozmieszałam (dalej ciasto będzie luźne) i przełożyć do natłuszczonych foremek keksowych (wymiary "dolne" mojej keksówki to 8 x 21 cm). Odstawić do wyrośnięcia (czas rośnięcia trzeba wyczuć, z pewnością nie musi podwoić objętości - rośnie bardzo krótko i wystarczy jak trochę podrośnie, inaczej może się nie udać; u mnie rósł około 15 minut). Piec 50 minut w temperaturze 230ºC (piekłam bez termoobiegu). 
 A potem wyjąć, wystudzić na kratce i zjeść ;)


Smacznego
(zdjęcia są kiepskie, ale niestety dysponuję tylko aparatem z telefonu komórkowego, więc musicie mi wybaczyć ;))

Inna jestem

Po męczącym, ale dobrym dniu siadam w fotelu i myśli same pchają się do głowy. Ja jednak inna jestem... dziwna i zakręcona... Potrafię wsiąść do pociągu ot tak i pojechać do Krakowa na spotkanie z ulubionym pisarzem (jak w czerwcu). Wolę kupić sobie nową książkę niż nowy ciuch czy kosmetyki... Od tygodnia non stop jest ze mną magiczna muzyka Yirumy i nie mogę się nacieszyć tymi dźwiękami. Spędzam sobotę moknąc w deszczu na imprezie charytatywnej dla dzieciaków. Jeżdżę z klubem kibica na wyjazdy i zakładając pasiak płaczę i śmieję się jak oni. Skaczę z radości po wygranym meczu, a w drodze powrotnej czytam fantastykę i oglądam seriale na mojej omnii. Po południu biegnę do empiku na spotkanie z Pilipiukiem i Ćwiekiem. Jestem na diecie, pierwszy raz w życiu, wychodzę z założenia raz a dobrze i chudnę 8 kg. Uwielbiam piec ciasta chleby i bułeczki, kuchnia to dla mnie magiczne miejsce. Przeczytane książki zapisuję w dzienniku, słucham audiobooków, mam książki w wydaniu papierowym i elektronicznym. Pływanie sprawia mi niesamowitą frajdę, kibicuje 90% istniejących dyscyplin sportowych. Uwielbiam Internet i korzystam z możliwości jakie mi daje, z pasją uczę się nowych rzeczy (przesiadka na linuksa? czemu nie?) Walczę z własnymi lękami i spełniam marzenia... dziwna jestem... odnoszę wrażenie, że balansuję pomiędzy różnymi światami, środowiskami, ludzie którzy dzielą moje pasje są czasami tak różni, że sama nie mogę w to uwierzyć... kim jest inna ach?
 

© Inna ach...
Revolution Elements by Blozard. Original WP theme by Jason Schuller | Distributed by Deluxe Templates